Nowy Gwint w pół roku?
Wczoraj zostaliśmy uraczeni przełomowym listem otwartym od deweloperów Gwinta, w którym został rozrysowany mało szczegółowy plan akcji pomocy Gwintowi, szumnie okrzyknięty jako „powrót do domu„. W dzisiejszym artykule przekażę swój punkt widzenia na tą rozpiskę działania, posiłkując się ukazaniem historii Gwinta w której przez grubo ponad rok już uczestniczę. Sztucznie nie przedłużając, zapraszam do lektury!
Gwint jak motyl
Cykl życia Gwinta można w pewien sposób porównać do cyklu życia motyla – najpierw była malutka gąsieniczka, która wykluła się z casualowego jajeczka. Owa gąsienica rosła i rozwijała się, żerując po cichu na drzewie, aż w końcu oplotła się siecią i stworzyła dla siebie kokon – była na ostatniej prostej, aby zakończyć stadium larwalne i zatrzepotać skrzydełkami, jaki piękny motyl… Wtem Pan Bóg rzekł – „Nie będę czekał, aż ten motyl wydostanie się z tego kokonu sam – wyjmę go stamtąd, przyozdobię na wzór innych, pięknych motyli i będzie mnie zadowalać swoim urokiem”! Ów motyl jednak umarł zaraz po tym, jak Pan Bóg go wyjął w środku jego przemiany, bezwładnie opadając na ziemię – zatracił siebie, nie był tym do czego dążył.
Przełożę to teraz na normalną wypowiedź – Gwint jako przyjemna mini – gierka z Wiedźmina 3 została powołana do życia jako oddzielny produkt w innej odsłonie. W Zamkniętej Becie rozwijał się normalnie, prąc do przodu w swoim tempie przy pomocy twórców. Gwint w okresie rozwoju był mroczny i oryginalny – nie zaszczycał cukierkowością i nie wabił oka, przez co na pierwszy jego rzut mógł się wydawać brzydki. Miał jednak to coś, coś co „oszukiwało” nasz instynkt dostrzegania piękna – to coś było KLIMATEM.
Przy graniu w Gwinta nie zwracaliśmy wielkiej uwagi na interfejs, grafikę czy efekty – liczył się ów klimat, lore, relaks przy kartach, przednia zabawa z układania decków, wykorzystywanie wszelakich mechanik i umiejętności kart, a już w szczególności odkrywanie synergii między nimi, które były niespotykane i oryginalne. Gra zyskała pierwszych fanatyków i grono sympatyków. A przecież dostępu do tej fazy bety nie mieli wszyscy, tylko wybrani, więc ogólne udostępnienie Gwinta na pewno wiązałoby się z większą ilością ucieszonych graczy wiedźmińskiej karcianki.
Wyjście z Zamkniętej Bety
Nasza gwintowa gąsienica przyswoiła już na tyle usprawnień, aby móc pomalutku szykować się do przepoczwarzenia się w pełny produkt – w tym celu Gwint wyszedł z CBT z nową frakcją, ustabilizowaną metą, większą pulą kart i usprawnionym UI. Co mogło się nie udać? Zmiany które wprowadzono w kartach czy w samej grze mogły wyjść Gwintowi tylko na dobre. Gwint miał spokojnie pełznąć po gałązkach do celu. Po drodze jednak coś zaczęło się psuć.
Okazało się, że sprostanie większej ilości graczy jest zdecydowanie trudniejsze. Pomimo dalszego rozwoju, sama gra pod wpływem Reddita (szanuję Reddita za wszystkie celne uwagi dot. wyglądu gry czy jej innych aspektów, oprócz tych o zmianach w kartach i mechanikach) i głosów niedzielnych graczy zaczęła tracić swoje atuty – karty, archetypy i frakcje po niektórych zmianach zaczęły w zastraszającym tempie upodabniać się do siebie, a sama gra zaczęła ubożeć. Już nie chodzi o samo usunięcie pasywek, tylko o upraszczanie działania bardzo taktycznych kart i mechanik, co wiązało się z zanikiem możliwości zrealizowania taktycznej wizji rozgrywki – w końcu Gwint sam był reklamowany jako pole bitwy, na którym ścierają się dwie strony konfliktu, a nie jako jakaś mało poważna gra w której rzucamy sobie karty gdzie, kiedy i jak chcemy, aby tylko wygrać bez jakiegokolwiek zastanowienia i pomyślunku. Jaka mogła być tego przyczyna? Nowa wizja twórców? Pochylenie się w stronę graczy z innych karcianek? Za szybkie wyjście z CBT? Można było gdybać.
Tym samym Gwint zaczął zbaczać z obranej sobie ścieżki. Zaczął być inną grą niż ta, z którą ja osobiście obcowałem w CBT. Owszem, przed zimową aktualizacją gra nie była w aż tak ekstremalnym stopniu „wyjałowiona”, ale kierunek w jakim zaczęła kroczyć mógł zwiastować dla niej jeszcze gorsze czasy, które nadeszły wraz z grudniowym patchem. Sam Gwint na tym etapie OBT miał już kształtować swoją formę do ostatecznej premiery. Tymczasem jednak stał się tworem, który prawie nie przypomina tego, czym był wcześniej w swoich założeniach. Jakby był po nieudanej operacji plastycznej, z powsadzanymi sylikonowymi elementami z innych karcianek, a co najgorsze – z coraz mniejszą pulą elementów utożsamiających go z Wiedźmińskim uniwersum, które wszyscy tak kochamy.
Zimowa aktualizacja
O niej chyba nie muszę się rozpisywać, bo dobitnie podsumował to Karczmarz w swoim wpisie. Update zimowy był krokiem w całkowicie złym kierunku, a w dodatku sama jego realizacja kulała. Późniejsze przeprosiny, hotfixy i inne, mniejsze zmiany, a nawet wprowadzenie Areny nie zatarły wrażenia niesmaku. Owszem – w okresie styczeń/luty Gwint przyciągnął multum graczy, a gra była paradoksalnie ciekawsza. Był to jednak efekt tak zwanej nowości, który nie utrzymał się długo, a w konsekwencji wzmógł niezadowolenie wśród starszych graczy. Gwint ostatecznie zboczył z torów na które teraz chce wrócić w PÓŁ ROKU w nowej odsłonie.
Meritum – moje odczucia nt. Homecoming
Jestem usatysfakcjonowany planami na przyszłość Gwinta z którymi wczoraj się zapoznałem. To naprawdę dobry krok. Gwint ma szansę na regenerację i powrót w wielkim stylu, jeśli będzie pieczołowicie tworzony przez ludzi z sercem (a takich w szeregach Czerwonych nie brakuje). Patrząc jednak obiektywnie – od Gwinta zaczną odchodzić starsi gracze znużeni metą (1 patch balansujący raczej jej nie upłynni na całe pół roku). Poza tym, moment na tę półroczną hibernację jest niefortunny (majówka, wakacje, MTG: Arena zaczyna się rozwijać, a Artifact na horyzoncie). I w końcu – jest to ogromna strata czasu, pieniędzy i sił na coś, co idzie do kosza. Możecie sami sobie wyobrazić jak to jest, gdy ciężko na coś pracujesz, a ostatecznie ląduje to na śmietniku – koszmarne uczucie (aczkolwiek w przypadku CDPR nie do końca, bo przecież zyskali bezcenną naukę na przyszłość!).
Ja jednak patrzę na te efekty uboczne inicjatywy Homecoming zgoła inaczej.
- Po pierwsze, deweloperzy w końcu przyznali się do swojego braku doświadczenia i swoich błędów – rachunek sumienia to pierwszy krok w kierunku nawrócenia.
- Po drugie, swoją decyzją udowodnili, że mają ogromne jaja. Że nie będą brnąć w coś bez przyszłości lub naprawiać wszystkiego na chybcika. To się ceni i szanuje.
- Po trzecie, ludzie będący na czele CDPR uświadomili nam tą decyzją, że postrzegają gracza jako człowieka, a nie jak cyferkę. Mogliby przecież na siłę wciskać nam coś, czego nie chcemy, wspierać to aktualizacjami z nowymi beczkami i kartami, aby tylko maszynka się kręciła. A tak podejmują ryzyko dla dobra community, które wcale nie musi im się opłacić.
- Po czwarte, gracze mają wręcz idealny moment, aby teraz zaznajomić się z innymi karciankami na rynku, co w końcowym rozrachunku może pomóc Gwintowi, aby ten mógł skupić pełną uwagę na sobie po regeneracji.
Podsumowując – inicjatywa GWENT Homecoming to najlepsza opcja dla Gwinta na powrócenie do korzeni i świetności. Teraz wszystko w rękach Katarzyny Redesiuk i jej teamu – trzymam kciuki i życzę im z całego serca, aby doprowadzili projekt do pomyślnego końca. Żeby ten upadły motyl wzleciał do góry, może nie piękny i duży jak Atlas, ale jako on sam – ze swoim klimatem, ze swoją tożsamością i ze swoimi mechanizmami, a nie jako nieudolna kopia na wzór jakiegoś innego motyla.
Przy okazji apeluję do Was – teraz, gdy mleko się rozlało a wszystko jest już klarowne, możecie zacząć trenować swoją cierpliwość. Ja sam jestem sfrustrowany tym, że nowe karty w maju nie wyjdą i tym że w wakacje nie będzie raczej żadnych nowości. Rozumiem jednak doskonale jak dużo sił deweloperzy będą musieli włożyć, aby to wszystko zbudować od nowa. Czasami trzeba zacisnąć zęby i dać ludziom szansę na naprawę swoich błędów. Pamiętajcie, że twórcy Gwinta to nie nieomylne maszyny z nieograniczonymi pokładami sił.
Na koniec wspomnę jeszcze o ignorowanym przez wielu fakcie – na stanowisku lead designera projektu jest już inna osoba, z nową wizją i z nowymi pomysłami – trzeba teraz dać jej wolną rękę w działaniu i czekać na efekty.
Prośby Karczmarza
I jak znajdujecie najnowszy wpis w Karczmie? Co japę rozdziawia? Tak, do Ciebie mówię! Podjadłeś? Popiłeś? Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? No! To bardzo dobrze, a teraz bądź tak miły i doceń starania starego Karczmarza dołączając do naszej wesołej kompanii!
- Ponad 3,2 tys. fanów polubiło nasz profil na Facebooku!
- Dołącz do Karczmy na Discordzie!
- Dołącz do naszej grupy na FB, gdzie wino się leje strumieniami, a dyskusje trwają po świt! Jest nas już ponad 1000!
- Ponad 4 tys. naszych gości subskrybuje Gwint24.pl!